Jako że za pasem już nasze kochane waka, oczywiście będę pisać częściej.<3 Tak więc oto i jestem. xd *brak oklasków - w sumie się nie dziwię. xDD*
Zacznę od tego, co chcę powiedzieć już od pierwszych Waszych komentarzy pod poprzednim postem: Dzięki za komentarze pod poprzednią i bardzo się cieszę, że się podobała się moja lista! <3 Wiem, niektóre lpsy dość wyszukane, owszem, ale kto by tam sobie czasami nie pomarzył. ;3 Oczywiście moje marzonka nie sprowadzają się tylko do LPSów, ale... to takie które najbardziej chciałabym mieć. Jak wiecie nie kupuję już nałogowo, ale jakiś tam niedosyt pozostanie zawsze. ;))
A nie gadając o tym co było, tylko o tym co jest teraz - hohohohoho, jeszcze jutro, piątek, przysłowiowy pasek na czterech literach i wakacje! xd - a więc trzeba snuć jakieś plany. xd Ja osobiście udaję się nad morze, gdzie będą moje najlepsze wakacje na świecie w życiu, co ja gadam, to w ogóle będą moje najlepsze dwa tygodnie w życiu.<3 (powód poznacie za jakiś czass ;D). No i co mam jeszcze w planach? Te cholerne filmy na yt, do których nie mogę dojść. x.x Znaczy, co chwile mówię że już nakręcę i nie kręcę. Najgorzej mi się w to wciągnąć, ale jak już wpadnę, powinno być dobrze. No i co najważniejsze, więcej notek niż w roku szkolnym, wiadome. *poza czasem gdy będę na wakacjach i te de i te pe* tak, czy coś jeszcze planuję...? Co do spraw związanych z lpsami to tyle.
:33 Teraz mam specjalnie dla Was fufne opowiadanie ze świata Rogera.
(Jezus Maria, to brzmi prawie, jakby to była jakaś książka albo film.)
Wakacyjny szał
Był wczesny ranek, ale cały LPSLand tętnił życiem. Jakaś staruszka właśnie gnała, jak na swój wiek, pędem do kościółka, dzieciaki z plecakami szły do szkoły, rozmawiając o jakiejś pracy długoterminowej, urzędnik wpadł do biura gubiąc z aktówki papiery, a jakaś niezrównoważona czarna kotka przechodziła właśnie na czerwonym, zatrzymując wszystkie samochody i sprawiając, że każdy wciskał klakson.Tym czasem, w wielkim różowym domu, obrośniętym dookoła chwastami, krzakami i tym podobnymi, a jedynymi jakie można było wśród tego dokładnie rozróżnić był bluszcz, panowała zupełna, niepodobna do tego miejsca cisza. Na pierwszym piętrze, obracając się na drugi bok i niemiłosiernie ziewając, spał niski beagle. Roger poprawił sobie na jawie poduszkę i podciągnął kołdrę. Ponownie ziewnął i delikatnie uchylił oczy. Coś nie zgadzało mu się w swojej sypialni. Czemu jest tutaj, kurde, tak jasno? - pomyślał półsennie. Po chwili zorientował się, że jest otwarte okno - wyraźnie słyszał dźwięki dochodzące z ulicy. I kto do jasnej cholery otworzył... - jednak nikt nigdy nie dowiedział się co, chociaż możemy się domyślać.
Blacky wpadła nagle na łóżko Row'a i zaczęła skakać.
- Mamy piękny dzień! Piękny dzień! JUPI AJ EJ! - wrzeszczała na całe gardło odbijając się jak sprężyna.
Roger podniósł się na rękach i spojrzał na nią przekrwionymi oczami.
- Do cholery, czy każdy mój dzień, musi zaczynać się tak samo? - powiedział głosem wypranym z emocji. - I w dodatku, hej, czy musi być to opisane w każdym opowiadaniu?!
***
Roger, ubrany w ładny komplecik - szlafrok, szlachmycę i kapcie - wszystko w ładnym odcieniu trawiastej zieleni, schodził po schodach nie patrząc pod nogi. Wzrok miał utkwiony w przestrzeni, człapał potwornie i w dodatku pojawiły mu się zmarszczki na czole. Natomiast Blacky, zadowolona pięknym, dzisiejszym porankiem schodziła po kociemu po balustradzie, drąc się niemiłosiernie. Znaczy się - śpiewając - ale żaden mało czujny obserwator nawet by tego nie zauważył.
Beagle doszedł do lodówki, otworzył ją, zobaczył puste półki. Ze złością zamknął oczy i stał tak, dopóki nie usłyszał głosu Kate.
- Tato, przepraszam, jak rano wstałam był tylko ketchup i żółty ser, a w szafce znalazłam jakiś chleb no i coś zjadłam - brzmiało to, jakby się usprawiedliwiała. - Ma się rozumieć, z Lady.
- Spoko, nie szkodzi - burknął.
- Ja, uwielbiam ją. Ona tu jest. I tańczy dla mnie. Bo. Dobrze to wie. Że porwę ją... - krzyczała Black na cały dom, kręcąc ogonem i szukając czegoś w telewizji.
Nagle Rogera oświeciło.
- A czemu Wy jesteście w domu? - skierował swoją twarz w kierunku Kate, jak i Lady, która dziś była jakby mało rozmowna.
- Tato - odezwała się nagle pokazując oczy znad gazety Lady. - Wczoraj było zakończenie roku szkolnego...
Row poczuł, że każdy utkwił w nim wzrok. Ma się rozumieć, jego dwie córki i jego "koleżanka" - chora na umyślę kotka Blacky, która nie wiadomo jakim cudem nie miała stwierdzonej choroby psychicznej.
- Naprawdę? - zapytał, a po chwili pożałował swojego pytania. - A no, tak tak. Gdzie Wasze świadectwa?
- Ah, schowałam już do teczki z pozostałymi świadectwami - powiedziała ostrożnie Kate.
- Jaka szkoda. A ty, Lady? - spojrzał na nią i uniósł brwi.
- Ja też - powiedziała pospiesznie. - Szkoda by było, jakby się gdzieś zgubiło...
- Jeżeli myślicie, że się wymigacie...
Łatwo było zauważyć, że miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, gdy nagle do domu, całkowicie bez zapowiedzi, i to głównymi drzwiami (mimo, że zawsze były otwarte, nie przywykł, żeby ktoś przez nie wchodził... zapewne dlatego, że Black zawsze używała okna) wpadła Aisha, wraz z Mixerem. Bullterierka szła przodem w okularach przeciwsłonecznych na czole, z plażową torbą na ramieniu. Za nią podrygiwał Mixer. Znaczy się: trzymał torby, pudełka i walizki, które kompletnie zasłaniały mu widok. Chociaż to śmieszne, Roger poznał go po kolorze łap.
- Witajcie, kochani - powiedziała Aish, a nie widząc odzewu, od razu cmoknęła. - Czemu patrzycie na mnie jak na jakieś zjawisko? Widzicie ducha, kosmitę, Michaela Jacksona, czy po prostu mnie? Proszę Black, zamknij... buzię - dodała na koniec.
- H-hej - odparł Mixer, a widząc, że zatrzęsła się jego sterta bagaży od razu ją przytrzymał.
Pomyśleć, że kiedyś Mixer nie był pantoflarzem...
- Hej - odparł Roger, wyrywając się szybo z zamyślenia. - Co Was tutaj sprowadza? - dodał uprzejmie, lecz nie potrafił powstrzymać debilnego uśmiechu.
- Są wakacje! - odparła Aish. - I wszyscy już od jakiegoś tygodnia rozmawiają o wyjazdach, a z Waszej strony nie słychać nic. Ani piśnięcia. Wybieracie się gdzieś? Ja mogę Was chętnie zabrać ze sobą. Znaczy, my, z Mixerem. Prawda, Misiek? No bo jedziemy w góry LPSowskie. i to dzisiaj. Co nie Misiek? - spojrzała na niego, oczekując odpowiedzi, jakby wcale nie widziała, że on nie może jej zobaczyć. - MISIEK?
- Tak, jasne - odpowiedział, a potem wzdychnął.
- Tato, czy możemy pojechać z ciocia Aish? - zapytała Kate i nagle przypomniała sobie także o obecności Mixera - no i z wujkiem Mixerem?
- No nie wiem. Jakoś świadectw się nie doczekałem - powiedział Roger ze złośliwym uśmieszkiem.
- Ale tato... - próbowały we dwie protestować, ale ich ojciec uciszył je ruchem dłoni.
- Skąd mam wiedzieć, czy Wam się należy? - zapytał na poważnie.
- Ależ Roger - zdziwiła się Aish. - ciebie też mamy zamiar wziąć ze sobą!
- Nie, nie - zaprzeczył od razu. - Ja? Wykluczone. Mam pracę, muszę zostać.
- R-row, nie w-wolałbyś się rozerwać? - zapytał Mixer, a bagaże zaczęły znów dygotać.
- Nie, naprawdę - powiedział Roger, który podobnie jak Kate nie mógł przyzwyczaić się do obecności Mixera za stertą torb.
- W takim razie już idziemy - powiedziała ze szczerym smutkiem Aisha. - Musimy już jechać, za chwilę przyjdzie Shaggy i reszta, a zapewne już czekają przy samochodzie.
- Trzymajcie się - uśmiechnął się Row - szerokiej drogi.
- Nie dziękuję - zaśmiała się Aish.
Mixer coś bąknął, jego żona jeszcze pomachała, a następnie wyszli. Kate i Lady ze smutnymi minami wyszły z pokoju. Została tylko Black, które przez całe zajście praktycznie się nie odzywała.
- Ah, zabierasz dzieciakom dzieciństwo - powiedziała po chwili ciszy. - Ja już dopilnuję, żeby miały jakąś rozrywkę w wakacje.
- Lepiej nie próbuj - Roger pogroził jej palcem. - To moje córki. A poza tym... bałbym się gdziekolwiek je z tobą puścić.
- Jasne - zaśmiała się czarna kotka. - Jak będę chciała, sama je zabiorę.
- Nawet nie próbuj... nie ma dzieci, a chce wychowywać cudze - szepnął Roger, ale dostatecznie głośno, aby słyszała.
Tydzień później...
W LPSLandzie panował taki sam ruch, jak zawsze o tej samej porze, mimo pory wakacyjnej. Nawet jeszcze większy niż zwykle - pomyślał Roger. Słyszał dziecięce krzyki, wrzaski, zabawę. Nawet dobiegała z oddali jakaś muzyka, słychać było samochody, szczekające psy, miauczące koty i tym podobne. Czuł też bardzo nieprzyjemny wiatr, jakby ktoś nagle zawiesił ze wszystkich stron ogromne suszarki, które wiały prosto na niego. Spróbował odwrócić się na drugi bok, ale uderzył głową w metalowe coś. Otworzył oczy, a wtedy zobaczył widok, jakby z 10 piętra. Podniósł od razu głowę, rozbudził się momentalnie. Świat wirował we wszystkie strony, a w dodatku zdał sobie sprawę, że słyszy radosny krzyk Blacky. Odwrócił się w drugą stronę. Black, z łapami w górach i z wywieszonym językiem krzyczała coś na wzór "WOW", "SUPER", "HIPER", "EXTRA", a właściwie wszystko razem. Z daleka, jakby za nimi słyszał głos Kate i Lady. Kotka, czując na sobie przerażony wzrok Rogera, popatrzyła na niego.
- TO NAJLEPSZY ROOLERCOASTER, NA JAKIM KIEDYKOLWIEK BYŁAM!
R...
Roller.
Rollercoaster.
Wesołe...
Wesołe mia...
Wesołe miasteczko.
Jakim cudem...
Jakim cudem wzięła mnie tu gdy spałem?!
Roger spojrzał w dół. A potem zamknął oczy i zwymiotował w bok.
- NO CO ROGER? PRZYNAJMNIEJ NIE TAKI PORANEK JAK ZAWSZE! CIESZYSZ SIĘ? PRZECIEŻ OSTATNIM RAZEM NA TO NARZEKAŁEŚ!
Roger po chwili spojrzał na nią. Black również utkwiła w nim wzrok.
Jak ja jej nienawidzę.
Była to jego ostatnia myśl, zanim zwymiotował znowu.
I jak, podobało się? ;)
Jak ktoś już za niedługo wyjeżdża, życzę szerokiej drogi! :D
No i wieeeeeeeeeeeeeelkiego wesołego miasteczka.<333
BM
A ja bym tam chętnie poszła na Rollercoaster! <333