Wczoraj miałam urodziny i bardzo się cieszę, że niektórzy na serio pamiętali, bo nigdzie o tym nie przypominałam, ani nie zachowywałam się jak pokemony kieszonkoffe potffory (np. .. kurcza nie potrafię pisać tym jęzorem, sorry. xd). Wczoraj byli u mnie dziadkowie itd., a moje koleżanki jestem zmuszona zaprosić za tydzień albo dwa, bo jedna z moich przyjaciółek wyjechała i nie mam zamiaru robić niczego bez niej. :D Dobrze... Hmm, a więc... Pewnie będziecie pytać co dostałam na urodzinki, i tak dalej i tak dalej, jak minął mi dzień, bo niektórych to też pewnie interesuje. xDD W ogóle miałam zrobić niespodziankę i napisać właśnie wczoraj, ale za dużo było tych rzeczy. [Komu nie chcę się czytać przebiegu mojego dnia może pominąć do zaczynające się od strzałki. Ale nie warto. xDDD]
---> Jak zwykle poszłam do szkoły, było całkiem spoko, nawalałam do koleżanki, że chłopaki nie dadzą nam nawet zdechłego kwiatka i baaach, dostałyśmy na trzeciej lekcji. xd A najlepsze jest to, że ja dostałam od gości z trzeciej cukierki już na pierwszej przerwie. xDDDD Ale dobra, dobra... Miałam śliczną pomarańczową różyczkę i rozwaliłam ją. Dokładnie to biłyśmy się nimi już przy wyjściu ze szkoły i ja uciekając ją całą rozwaliłam. xDD Wyrwała mi kol cały kwiat. ;_; A tak się cieszyłam, że przetrwała to wszystko, nawet siedzenie w śmierdzącej szafce podczas mojego wf. xdd Potemm byłam z przyjaciółką na zakupach, a potem spotkałyśmy się na super mega babskim spotkaniu w czwórkę licząc ze mną. xdd <3 <3 Ale nie było dość długie, bo musiałam spadać po trzech godzinkach do moich gościiii (babcia, babcia. Bez dziadka, bo chory.) Pewnie się dziwicie skąd miałam na to wszystko czas. xDDD Ja też nie wiem jak zdążyłam, ale wyszło na to, że cały dzień mnie nie było w domu.
Co do prezentów... 50 zyla, tort, ubrania, słodycze (od kol. ^^) i podobno mam dostać jeszcze 1-2 książki, więc jest gites, albo coś do rysowania. ^^"
Okej.
Pokaże Wam prezenty od londooon.
Najbardziej podoba mi się nagłówek i go dodam, jak będę zmieniać coś wystrój na fiolet. :D Niby mam fiolet, ale teraz bardziej pasuje mi ten co mam, granatowy.
(Szarik to ten szary collie, który jest nawet na nagłówku powyżej -> do opowiadania)
______________________________________________________________________
Opowiadanie "Szpital, w dobrym tego słowa znaczeniu"
Roger wszedł do domu, gdzie jak zwykle zastał chmarę innych LPSów. Stanął jak wryty, bo wśród nich nie było Aishy, a zawsze przychodziła na ich popołudniowe pogawędki, rozmawianie o sprawach LPSowskich i tak dalej. Pewnie zapytacie dlaczego o tym rozmawiali? Aisha, wraz z Szarikiem, Treflem i właśnie nim, "beaglowatym", wchodzili w skład tzw. zarządu sprawami LPSLandu, a także w pomocy ich pani, ze względu na to, że byli jej ulubionymi. Jak zwykle w kuchni siedziała Blacky z Whity zażerając się ciastkami i surowym makaronem, oraz Diana z Daisy leżały przytulone do siebie oglądając jakiś słaby horror. Szarik z Treflem też czasem zerkali w tamtą stronę, ale woleli chyba znacznie bardziej swoje towarzystwo. Kate i Lady bawiły się jakimiś lalkami na podłodze. Roger ostatni raz omiótł spojrzeniem całe zgromadzenie i podszedł do stołu.
- Czemu nie ma bullterierów, a przede wszystkim Aish? - zwykł mówić do niej w ten sposób, od kiedy usłyszał, jak zazwyczaj robi to ich pani.
Wszyscy spojrzeli w jego kierunku, nawet Trefl z Szarikiem przestali się śmiać i gadać blisko ze sobą. Whity dalej chrupiąc ten swój cały makaron powiedziała, a raczej wybełkotała:
- Dzisiaj ich nie będzie, wiadome - rzuciła prosto z mostu, a widząc, że każdy na nią zerka i przycichł też telewizor, poczuła się usatysfakcjonowana.
- Niby dlaczego? - spytał Row zażenowany całą sytuacją. - Ah, no tak, w końcu dzisiaj ma urodziny! Mimo wszystko wydaję mi się, że obowiązki powinny być dla niej ważniejsze niż głupia impreza, którą i tak chcemy zrobić dopiero wieczorem.
- Nie! To wy - powiedziała między jednym kęsem a drugim. - nie słyszeliście, że dzisiaj wszystkie bullki pojechały do szpitala?
Teraz już na dobre każdy przestał trajkotać o tym i o tamtym. Daisy i Diana przycichły, na dobre przestały skupiać się na filmie i już wcale nie obchodziło je, że jakiś mutant na ekranie właśnie dobiega do głównej bohaterki, zaczyna ją gryźć, a jej chłopak bierze młotek i zaczyna biec do niego od tyłu z okrzykiem "RAAAAAAAAAAAAR".
- Jak to, dlaczego? - zapytały oby dwie chórem.
- Nie wiem, nie mieszkam obok nich, ale tyle się dowiedziałam! - powiedziała.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! - rozległ się wrzask na cały dom, nawet Blacky zaczęła się drzeć.
Whity uniosła pytająco jedną brew i spojrzała po pozostałych. Była pewna, że bardziej ich to zaskoczy, niż tak straszliwie przestraszy. Wtedy zerknęła w tym kierunku, co pozostali. Chłopak na ekranie został rozerwany na strzępy, mutant dalej w niego uderzał, a dziewczyna próbowała uciec powlekając jedną nogą. Horrory to najgłupsza rzecz, jaką znam - stwierdziła w myślach i zadumana wyszła z pokoju.
* * *
- Czy na pewno wszystko już dobrze, pani Staszko? - zapytała Aiska pokazując wszystkie równe i białe zęby do starszej już kwoki.
- Ttttaaaakkk, dddzzziiieeewwwwczzzyynnoo juuuużżżż taaaakkkk - odparła niezmiernie pomału niezwykle się jąkając.
- To dobrze - stwierdziła. - Przyjdę jeszcze do pani potem.
- Ttttt... - zaczęła odpowiadać, kiedy bullterierka wyszła trzaskając drzwiami.
Gdzie jest ten, który mnie w to wpakował? Gdzie jest ta głupia, łaciata krowa, która... - jej myśli błądziły coraz bardziej, kiedy wpadła nareszcie na Shaggy'ego.
- Oh, Shaggy - powiedziała lekko otrzepując się. - szukałam cię.
- Sorry, nie chciałem w ciebie wejść, po prostu... - powiedział po czym się zarumienił. - Chodzi o to, że ten, tego... no... yy...
- Dobra, nie ważne i tak nie o to mi chodzi - machnęła lekceważąco ręką i spojrzała na niego z byka. - Musisz mi przysiąc, że ostatni raz pakujesz mnie w ten wolontariat, szczególnie w moje urodziny! Tak bardzo chciałam iść na obrady u Row'a, no i przygotowywać się z Rocką i innymi na moją imprezę, bo jak mówiłam, nie lubię niespodzianek.
- Wiem, wiem! - odparł. - Nie moja wina, że dzisiaj jest dzień kobiet i trzeba sprawić tym kobietom, i nie tylko, jakąś przyjemność. Do niektórych z nich nawet nikt nie przyszedł!
Aish tylko wywróciła oczami. Czasem dobroć Shaggy'ego uznawała za bardzo szlachetną cechę, innym razem miała tego dość. Brat Mixera czasami szczególnie zapominał o sobie.
- Teraz może chodźmy do pani Króliczkówny - oznajmił zaglądając na swoją listę.
Tym czasem Roger, Blacky, Whity, Szarik, Trefl, Kate, Lady, Diana i Daisy (a owszem, sporo ich było!) wbiegli do szpitala, wypytując wszystkich po drodze o bullteriery. Każdy przerażony wskazywał im kierunek, bo nietrudno było ich pomylić z jakąkolwiek inną rasą psa. Row dowodził korowodem, za nim pędzili pozostali jak popadnie, tylko Blacky pomyślała o biednych Kate i Lady nie mogących nadgonić za pozostałymi. Szła ciągnąć jedną i drugą za łapkę, kiedy pozostali już sporo się oddalili. W tej chwili natknęła się na Aishę.
- O, hej! - wrzasnęła już z daleka. -To nic ci jednak nie jest?
- Blacky! A co mi się miało stać? - zapytała przerażona.
- ... Już rozumiem. Jak zwykle Whity wszystko przekręciła! - powiedziała rozżalona, puszczając od razu Kate i Lady a tamte zdziwione tym szybkim zatrzymaniem się runęły na podłogę.
Wtedy cała gromadka podbiegła do Aishy, ponieważ spotkali wcześniej Shaggy'ego i wskazał im kierunek, w którym poszła. Wszyscy rzucili się na nią, zaczęli wypytywać, jak się czuje i tak dalej. Bulterierka dalej była przerażona, a Whity siedziała jedynie na krześle ze spuszczoną głową, bo jak zwykle przez swoje niedosłuchanie wprowadziła wszystkich w błąd. Shaggy wyrwał Aish na pomoc chorym kobietom w szpitalu, na wolontariat, a ona jak zwykle wzięła wszystko w złym tego słowa znaczeniu.
- Nie przejmuj się, zawsze będziesz naszą małą, głupią Whity - powiedział Szarik z Treflem i przytulili ją do siebie.
- Puszczajcie mnie! - warknęła
Oni nie zważając na nic dalej się z nią drażnili, a Blacky miała z tego niezłą polewkę.
* * *
Wieczorem wszyscy zebrali się na urodziny Aish.
- Ej, wiecie, gdzie jest Whity? Od dawna jej nie widziałam - zapytała Blacky wznosząc toast razem z innymi.
- Zapewne w szpitalu - powiedział Szarik i wywrócił oczami.
Wtedy Whity wpadła do pokoju razem z wielkim tortem urodzinowym w rękach, który kompletnie zasłaniał jej widok.
- Whity! Uwa... - zaczęła Blacky, kiedy jej siostra poślizgnęła się na czyimś kapciu i spadła na podłogę wraz z tym wspaniałym piętrowym tortem.
- WHITY! - wrzasnęła Daisy z Dianą i podbiegły do niej.
- Moja ręka... - zaczęła tamta, a jej koleżanki zaczęły wygrzebywać ją ze słodkiej, wiśniowej masy.
- No nie - powiedział Roger trzymając głowę na rękach - Znowu kierunek: szpital!
THE END
Z humorem. Mam nadzieję, że się podobało! :D
Bm
STO LAT BEEMKU!!! :* Świetne opowiadanie!!! Biedny kwiatek. :( Bardzo, bardzo fajny post Jeszcze raz STO LAT!!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam twojego bloga
OdpowiedzUsuńTo jest mój ulubiony blog mówię serio serio
Hej BM:)Jesteś moją(blogową)idolką masz super bloga,zazdroszcze ci tych prezentów oraz popularności twojego bloga.Mojego bloga niekt pewnie nie czyta:(I niekt nie komentuje oprucz mojej koleżanki oli tylko Primose napisała 1 kom.i tyle:(Bardzo mi smutno z tego powodu...A zresztą czemu ja tobie się żale?Niewiem sama ale jeśli chcesz to możesz wejść na mojego bloga: nasiprzyjacielelps.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSory za spam oraz błędy proszę nie usuwaj tego komentarza:(
Wszystkiego najlepszego! Będzie jeszcze jakaś część tej historyjki?
OdpowiedzUsuńCo jakiś czas z danej okazji będę dodawać jakieś opowiadanie z życia moich LPSów. ;3 Może nie będzie to kontynuacja, ale również o nich i również coś krejzi. xd
UsuńHah, niezłe to opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńZabrakło mi w nim Mixera XD
----
Przy okazji wszystkiego najlepszego :3
STO LAAAAAAAAAAT!!!!!!!!!!!!Rzyczę ci spełnienia wszystkich marzeń!!!!STO LAAAAAAAAAAAT!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńBardzo fajne opowiadanie ♥
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie ;) No i oczywiście wszystkiego naj :*
OdpowiedzUsuńZapraszam, nn: http://moje-kochane-czworonogi.blogspot.com/
Super a jakiego turta miałaś?Ps.W twoim tele na you tubeto piosenkę jestem bogiem roger powinien śpiewać xD "O rany rany jestem nie pokonany" xD
OdpowiedzUsuń~Lps maniaczka xDdDDDD
O jaki zbieg okoliczności, właśnie sobie ukroiłam kawałek i jem. xD A taki: biszkopt, masa śmietankowa, biszkopt, masa taka różówa (malinowa), biszkopt, a na górę posypka na torty, no i objechany dookoła taką też białą masą. Nie potrafię ci dokładnie powiedzieć co w nim jest, bo nie ja robiłam, ale my daddy. xDD
UsuńA a a a jednak wybrałam w ten sposób, bo Mixer także uważa się za "boga", a do Rogera jakoś cholernie pasuje mi Highway to Hell, przez ten jego cały skatepark pewnie. xDD A powiem Ci, że myślałam nad tym co mówisz, ale tak jakoś. xd Może kiedyś nareszcie do Row'a zrobię jakiegoś teledyska. :>
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńhaha znowu kierunek-szpital xD
OdpowiedzUsuńEkstra boskie itp. Uwielbiam twoje (troszeczkę) dłuuuuuuuugie opowiadania :D A i zapraszam do mnie bo napisałam nowego posta ;*
OdpowiedzUsuńAch,już za późno za życzenia...........No,ale ok - STO LAT!
OdpowiedzUsuń