Hej !
Wiem, obiecałam, że opko w piątek, ale teraz siadłam i miałam trochę czasu, aby coś napisać. Oto i jest nowa seria moich opowiadań. Pamiętnik Mii może też będzie, a może nie... Jeszcze ciężko mi zdecydować, czy wymyślę coś nowego do życia konika morskiego i jej szalonej przyjaciółki Truskawki. ;)
O Bartusiu Cardiganie - czyli o nowej serii opowieści o pewnym zwierzaku:
Seria chyba nie taka całkiem podobna do mnie, bo dość smutna. Ukazuje ona pieska Corgi, który nazywa się Bartosz Cardigan (ze względu na to, że jest malutki, mama mówi na niego Bartuś). Piesek nie jest dobrze traktowany przez swoich "kolegów" i marzy, aby jego życie się zmieniło. Czy tak się kiedyś stanie...?
Bartuś Cardigan
Rozdział I
pt. " Zwyczajne popołudnie "
Bartuś wracał ze szkoły, kiedy nagle zobaczył wielkie zamieszanie. Podszedł bliżej i zaczął skakać, aby sprawdzić, co się tam dzieje. Wreszcie przeszedł pod nogami innych zwierząt i wreszcie zobaczył, co się tak właściwie stało. Ujrzał płaczącą kotkę przy pustym wózku, a potem znów ktoś go wypchnął poza tłum. Wtedy zobaczył swoich kolegów ze szkoły. Podeszli do niego i zaczęli znów się naśmiewać, jak ostatnim razem.
- Odczepcie się ode mnie! - Wrzasnął Bartek i szybko skierował się do ucieczki
- O, nie, nie, mój drogi ! - Krzyknął wielki Dog Niemiecki - Hah, mam nadzieję, że lubisz pływać! Zaraz Cię wypróbujemy!
- Odejdźcie! Już mówiłem! - Bronił się dalej młody Corgi
- Huehuehueheuh. - Zaśmiał się koleżka Doga.
Wtedy pochwycili małego pieska i wrzucili go do śmietnika. Namęczył się trochę, zanim z niego wyszedł, ale w końcu się udało. Popędził ze smutkiem do domu. Biegł, biegł, nie chciał, żeby ktokolwiek zobaczył go całego brudnego, choć powinno mu to być obojętne, bo w końcu nikt za nim nie przepadał. Wbiegł na swoje podwórko, aż wreszcie był przy drzwiach. Zatrzasnął je bardzo mocno, aż tak, że mama się przestraszyła.
- Bartusiu, co się stało? - Powiedziała opiekuńczo - Jak ty wyglądasz? Co się stało!?
- Nie, nic. - Powiedział pod nosem i pobiegł do swojego pokoju.
Rzucił plecakiem i siadł na łóżku. Schował głowę pod poduszkę i zaczął gorzko płakać. Przez otwarte okno słyszał ćwierkające ptaki, a czasem krzyki bawiących się dzieci. Wystawił jedno ucho, a za chwilę drugie. Następnie pomału wysunął oczka i mały nosek spod pierzyny. "Muszę wziąć się w garść, nie mogą mną ciągle poniewierać..." - pomyślał, potem poleciało jeszcze kilka łezek, aż nagle przestał płakać. Wstał. Wychylił łebek przez otwarte okno. Zrobił kilka mocnych wdechów, a wtedy poszedł do łazienki. Umył się dokładnie, przetarł zapłakane oczka. Mama zawołała go na obiad. Zszedł na dół.
- Bartek, no powiesz mi, co się stało? - Dopytywała
- Już nic mamo. Wszystko dobrze. - odpowiedział, lekko się uśmiechając
- Coś nie tak w szkole? Dostałeś złą ocenę...? - Ciągle jednak mama była ciekawa - Czy to znów Ci Twoi koledzy?
- KOLEDZY!? - Wrzasnął przerażony
- Co? - Spytała, zdziwiona reakcją synka
- Jak mogło Ci to przyjść do głowy...? - powiedział zawstydzony i szybko pochłaniał obiad, zmęczony wydarzeniami dnia.
- Przecież wiem, że Ci dokuczają. - Oznajmiła zaniepokojona. - Twoja wychowawczyni ze szkoły mi mówiła, choć sama też zwracała im uwagę... Jak chcesz, mogę porozmawiać z ich rodzicami, na pewno się od ciebie odczepią! Nie powinni nic mieć do ciebie, szczególnie dlatego, że są starsi! Albo porozmawiam z nauczycielami...
Mama zaczęła wymieniać różne możliwe sposoby, ale mały piesek nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Nie chciał wyjść na mięczaka, a przede wszystkim - martwić swoją mamę. Między innymi dlatego nie lubił rozmawiać o swoich "znajomych". Oni nie wiedzieli, co on czuje. Wtedy Bartek pożegnał się z mamą i szybko wyszedł, nie dając jej dokończyć swoich przemyśleń.
Szedł sobie drogą i myślał. Przechodził właśnie obok placu zabaw i patrzył na bawiące się dzieciaki. Wtedy nagle poczuł, że dostał kamieniem w głowę. Szybko się odwrócił i zobaczył kolegów ze swojej klasy.
- Nie chodź po naszej bazie! - Krzyknął jeden z nich.
- Bazie? To zwykły chodnik... - Powiedział zrezygnowany.
- Wypad stąd! - Wrzasnęli i zaczęli go gonić.
Piesek uciekał, uciekał... Dobiegł wreszcie pod dom małej suni, którą dzielił wielką sympatią, choć ona go nienawidziła. Z resztą, praktycznie jak każdy. Nagle ujrzał podejrzanego owczarka, który niósł na rękach małego kotka, które bardzo płakało.
- Coś mu się stało? Może coś ją boli? - Spytał Bartek
- Co ty za jeden!? Spadaj smarku!!! Nie twoja sprawa! - Krzyknął owczarek i popchnął go łapą tak, że się przewrócił i poszedł.
Mały pies podniósł się i patrzył, co zrobi pies. Wszedł on do czarnego auta i odjechał. Wtedy nagle Corgiego coś olśniło i pobiegł pędem za samochodem. Myślał, że nie zdąży...
CIĄG DALSZY NASTĄPI.
Mam nadzieję, że jakoś wciągnęło. ;)) Następną część postaram się napisać wkrótce. To jak? Do zobaczenia, ahh, racja, do napisania! ;DDDD. Dziękuje za to, że wypisaliście to, co dostaliście na DD! ^-^ Piękne prezenty. Ja też miałam lekcje w szkole i mimo tej pogody i wgl, mile wspominam DD 2012 xD. Tym bardziej dlatego, że to ostatni z moją kochaną klasą. :CC
BM.